Chodząca charyzma. Wcześniej znałem go z filmów Nolana, gdzie nie miał co grać, no i z Bronsona,
gdzie też był zajebisty, ale tutaj postać jest napisana jakby pod niego, wszystko gra, fizjonomia,
mimika, agresja w samym spojrzeniu. Brawo.
Zgadzam się co do oceny filmu, który od momentu decyzji starszego brata o udziale w walkach stał się zbyt przewidywalny, a jedyną niespodzianką była sama walka finałowa. Jednak rola Toma jest naprawdę warta tych dwóch godzin filmu.
Ostatnio dużo osób się nim zachwyca. Nie rozumiem tego. Ale choć nie lubię Toma Hardy'ego i nie uważam go za jakoś szczególnie wybitnego aktora, trzeba przyznać że w tym filmie był fenomenalny.
Ten film jest zrobiony wg wszystkich schematów kina sportowego ale zrobiono to tak sprawnie, że można odczuć niemal przyjemność z oglądania. Końcówka uderza w serce (tak, płakałam). Hardy - co za gość. Dawno nie widziałam tyle zwierzęcej agresji na ringu i swego rodzaju czułości w scenach z ojcem. Tak, to wielki aktor.
przyjemność?! Belfer od fizyki wykładający dojrzałym nastolatkom nauki sposobami jak w przedszkolu nagle wygrywa wszystkie walki z doświadczonymi aktywnymi utytułowanymi kilkunastoma najpotężniejszymi facetami za pomocą siły rąk [dźwignia] Eh... Nawet jeśli zawsze po lekcjach ćwiczył zamiast dawać korki z fizyki i opiekować się domem, córkami, żoną, to i tak nie byłby w stanie zwyciężać każdego z najpotężniejszych w ten sposób. Oni mają codziennie treningi i całe życie temu podporządkowane, a on żarł schabowe i bawił się w księżniczkę zamiast morderczo trenować chociażby tę siłę rąk!
WIęc robisz w bardzo chamski sposób. Promuj to z jakimś dopiskiem i na forum gdzie ma to większy sens niż rozmowa o filmie Wojownik. Druga rzecz. W tytule masz błąd bo powinno byc "trapped", a nie "traped".
Do klonazepan--- Zgadzam się. Uwielbiam Toma Hardy'ego. Po Mad Maxie czekam na każdy film w jakim występuje. Wcześniej widziałem Go w Gangsterach i Brudnym szmalu" The Drop'' i facet jest niesamowity. W Locke mnie 'rozbił' a Legenda to już Mount Everest aktorstwa...Nie oglądałem Bronsona--jakoś nie mogę się do tego filmu przekonać...Pewnie niedługo go łyknę:-) Tak czy inaczej Hardy miażdży!!!