Czułam się, jakbym oglądała produkcję telewizyjną z przełomu lat 80-tych i 90-tych, która jakoś tak niezgrabnie wyszła. Gdyby nie grali tam znani aktorzy, to bym pomyślała, że to całkowita prowizorka. Jak dla mnie za dużo jest mało interesujących scen, które sztucznie wydłużają oglądanie, a kompletnie nic nie wnoszą do filmu.
I najlepsze - dziennikarz w ciągu kilku minut od poznania sprawy wyczuwa, że oskarżony jest niewinny. Potem od razu zauważa fakty, których nikt wcześniej nie dostrzegł (przestawione stoisko z chipsami)... Tak, aha.