Oglądając Armina Muellera-Stahla, grającego tu ojca Helfgotta, nie mogłem się oderwać od roli, którą
grał w "Pozytywce" Costy-Gavrasa. Tam, jako Miki Laszlo, był faszystą mordującym Żydów, tu -
Żydem, który przeszedł Aushwitz...Po wojnie i jeden i drugi tak samo okrutnie niszczy duszę
wnuka/syna. Wojna zatruła ich tak samo, kata i ofiarę. Z takiego świata tylko szaleństwo może nas
wyzwolić.